Koniec i Początek

Ying&Yang 


Kiedy jechałem autobusem wzdłuż Waikiki Beach w Honolulu (O’ahu, Hawaje), podeszła do mnie piękna, może dwudziestoparoletnia Hawajka, usiadła przede mną i zaczęła opowiadać, jeśli dobrze pamiętam jakąś zwariowaną historię o psie w jej domu. Terkotała jak najęta. Jej piękna buzia się nie zamykała. Nie wiedziałem o co chodzi, bo jej kompletnie nie znałem, widziałem ją w życiu pierwszy raz. I pewnie dlatego z trudem przypominam sobie o czym mówiła. Byłem sparaliżowany jej urodą. W Moskiewskim metrze widziałem przepiękne dziewczyny i kobiety, ale ta Hawajka, miała w sobie tyle ciepła, otwartości i jakiejś dobroci, że gdyby nie to, że kolejnego dnia miał ktoś do mnie tam przylecieć, wziąłbym jej numer telefonu. Bardzo chciała mi go dać. Jedna niepozorna decyzja w życiu, ma implikacje które nie mieszczą Ci się w głowie. Postąpiłem wtedy zgodnie z tym co uważałem za słuszne, ale gdyby miało to się wydarzyć jeszcze raz, wziąłbym ten numer. Hawaje z filmów, nie są prawdziwymi Hawajami. W okolicach Ala Moana Blvd. znajdziesz sklepy największych marek modowych świata ale jeśli poświęcisz czas żeby obejść lub objechać O’ahu dookoła, zobaczysz że są tam miejsca bardziej przypominające slumsy, niż raj. Ale to prawda, rdzenni mieszkańcy i przyroda, pokryte lasem deszczowym stoki wygasłych wulkanów, święte wodospady, zatoki powstałe z zalania krateru oceaniczną wodą, jak Hanauma Bay tętniąca podwodnym życiem rafy koralowej, czynią ten zakątek świata czymś najbliższym wyobrażenia Edenu, co widziałem. Pamiętam że powiedziała, skoro tak lubię wodę (wspomniałem o tym w rozmowie), na pewno zaprzyjaźniłbym się z jej braćmi, byli ratownikami. Na samą myśl o poznaniu jej braci, przechodzą mi ciarki po plecach. Chyba miała tylko ich. Mimo tego że radzę sobie w wodzie, ciekawe ile razy by mnie utopili na hawajskich wielkich falach oceanu, zanim by mnie zaakceptowali. Ciekawe czy starczyłoby mi żyć przed pierwszą randką. Mimo wszystko jak o tym teraz myślę, gdzieś w środku czuję, że by starczyło. Życie jest niesamowite, często pojawiają się przed nami okazje, których niestety nawet nie dostrzegamy. Jednym z efektów ubocznych ilości czasu, który poświęcam medytacji jest wszechogarniające poczucie „widzenia więcej”, widzenia spokojniej i ciągłe poczucie że wiem co mam zrobić. To nawet nie jest wybór między jednym a drugim, to raczej wyraźny obraz drogi przed tobą, widać nawet lisie nory i ptaki na konarach drzew rosnących wzdłuż ścieżki. Dobrze wiem, że dzień bez medytacji i treningu, bez dyscypliny i ciężkiej pracy, którą lubię, jest w stanie zamazać ten obraz. Dlatego to takie ważne żeby z nawyku uczynić codzienny rytuał. Brzmi trochę górnolotnie, a nie tak chciałem. Bo to jest droga dla każdego, dosłownie każdego i faktem jest że wymaga codziennej pracy, ale pracy radosnej i naprawdę przyjemnej. I ta droga jest możliwa, dla każdego od Hanauma Bay po Las Turczyński na Podlasiu. Mam nadzieję że ta historia będzie dla Ciebie początkiem, a nie końcem opowieści. Z ostatnim zdaniem – przesłaniem od Polskich Góroli w Sydney (pozdrawiam Mario i Peter’a), bo to ich słowa. 

PAMIĘTAJ „Nie duży zjada małego, tylko szybki opieszałego.” Dlatego nie czekaj z rozpoczęciem treningu do jutra. 

Jutra nie ma. 

Jest tylko DZIŚ!

Rada.

Jeśli piękna osoba chce dać Ci nr telefonu. Weź go.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz